sobota, 2 sierpnia 2025

Zbrodnia Ojca 1936 - Historia

  

   Zbrodnie dokonywane przez członków.  rodziny nie są niczym nowym, ale nadal szokują, jednocześnie wywołując u niektórych płacz albo reakcję typu: „Jak on    mógł zrobić coś takiego naszej rodzinie…”


   Natomiast dzisiaj opowiem o zbrodni  dokonanej przez ojca w Sosnowcu.


   43-letni Paweł Grzeszolski prowadził dość bogate życie, był bowiem biznesmenem, miał nawet rodzinę. W 1912 roku ukończył szkołę handlową w Będzinie, następnie wyjechał do Niemiec, gdzie pracował w fabryce amunicji Kruppa. W 1918 roku prowadził kantor wymiany pieniędzy. Potem wyjechał do Rosji Sowieckiej, a następnie  wrócił do Sosnowca.


  Otrzymał tam posadę wyższego urzędnika w fabryce Hulczyńskiego. Pracował aż do.   momentu swojego aresztowania.


  Ożenił się z Anią Grzeszolską. Początkowo wszystko układało się dobrze, ale później, gdy pojawiły się dzieci, Paweł stawał się.   coraz bardziej agresywny, a nawet brutalny.


  Dodatkowo poświęcał czas 20-letniej pensjonarce Stawicińskiej — kupował jej.   prezenty, a o własnej rodzinie zapominał.


Po śmierci Ani, Paweł ożenił się z Pelagią Stawicińską, z którą wychowywał dzieci. I właśnie wtedy dochodzi do horroru — w marcu 1936 roku Grzeszolski postanowił otruć swoje dzieci, zabijając je.


*** Według zeznań sąsiadów i innych świadków, pojawiły się podejrzenia, że za zgonami dzieci oraz zmarłej żony stała nie tylko on, ale również jego asystentka, Cabajówna. ***


"Dzieci były przeszkodą…..."


   Tak określono zachowanie Grzeszolskiego, który zaniedbywał dzieci do tego stopnia, że. te się go bały — barykadowały drzwi i   zamykały się przed nim.


   Proces sprawcy rozpoczął się 16 marca 1936 roku i trwał dwa tygodnie. Przesłuchano 150 świadków. Grzeszolski   został oskarżony o otrucie dwojga 16-letnich dzieci.


    Z zeznań wynikało też, że sprawca był alkoholikiem (jak jego teść) i planował strzelaninę. Do dramatycznego wydarzenia doszło, gdy Pelagia Stawicińska.   zaproponowała Liszczykowi, by udał się z nią do Grzeszolskich. Początkowo wszystko było w porządku, ale gdy zjawili się na miejscu, Grzeszolski grzecznie przywitał     Pelagię, natomiast do Liszczyka wyciągnął rewolwer. Na szczęście jego żona chwyciła za broń i nikt nie zginął.


  Co do samej sprawy, Grzeszolski tłumaczył, że nie chciał zabijać dzieci. Cała sytuacja była szokująca. Lekkomyślność.   Grzeszolskiego doprowadziła do tej tragedii.




Informacje:

Dziennik Bydgoski, 1936, R.30, nr 75

Dziennik Bydgoski, 1936, R.30, nr 74

Dziennik Bydgoski, 1936, R.30, nr 73

Dziennik Bydgoski, 1936, R.30, nr 71

Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1936, nr 94 (3 IV)

Ilustrowany Kuryer Codzienny. 1936, nr 95 (4 IV)

Dziennik Bydgoski, 1936, R.30, nr 65

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz